Jest 11:30, wtorek. Na ekranie telefonu podświetla się wiadomość. To wibracja, która zmienia trajektorię całego dnia. „Aniu, pamiętasz ten wernisaż, o którym Ci mówiłem? To dziś. Będę po Ciebie o 18:30. Nie może Cię zabraknąć”. Uśmiechasz się, bo to zaproszenie, na które czekałaś. A potem przychodzi ta druga, chłodniejsza myśl, niczym powiew wiatru w idealnie ułożonej fryzurze. Kalendarz pęka w szwach. Spotkanie o 14:00, raport do zamknięcia na 16:30, a powrót do domu, by się przebrać, to logistyczna fantazja. Stajesz przed lustrem w biurowej łazience i zadajesz sobie to odwieczne pytanie, które łączy kobiety od Nowego Jorku po Warszawę: „Jak,…